Serwis Internetowy Portal Orzeczeń używa plików cookies. Jeżeli nie wyrażają Państwo zgody, by pliki cookies były zapisywane na dysku należy zmienić ustawienia przeglądarki internetowej. Korzystając dalej z serwisu wyrażają Państwo zgodę na używanie cookies , zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

II K 388/15 - wyrok z uzasadnieniem Sąd Rejonowy w Piotrkowie Trybunalskim z 2018-12-10

Sygn. akt II K 388/15

WYROK

W IMIENIU RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ

Dnia 10 grudnia 2018 roku

Sąd Rejonowy w Piotrkowie Trybunalskim II Wydział Karny

w składzie:

Przewodniczący: SSR Renata Folkman

Protokolant: Joanna Kotala, Witold Wojtak, Agnieszka Duraj

przy udziale Prokuratora: Tomasza Retyk, Agnieszki Kuźnickiej, Marcina Polaka

po rozpoznaniu w dniach 16 listopada 2015 r., 24 listopada 2015 r., 17 grudnia 2015 r.,
27 stycznia 2016 r., 25 października 2016 r., 3 grudnia 2018 r. sprawy

M. B.

s. A. i H. z domu D.

ur. (...) w T.

oskarżonego o to, że:

w okresie od 13 do 17 lipca 2012 roku w P. woj. (...), w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym (...) Szpitala Wojewódzkiego im. (...) przy ul. (...), udzielając porad i pomocy medycznej pacjentowi ww. Oddziału, J. C., który trafił na ten Oddział w dniu 13 lipca 2012 roku z silnym bólem w okolicy kończyny dolnej prawej i zniesioną ruchomością tej kończyny, stwierdzonym słabo wyczuwalnym tętnem pod jej kolanem i niewyczuwalnym tętnem tętnicy grzbietowej stopy prawej i arytmią serca, które to objawy są charakterystyczne dla zatoru tętniczego, jak też będąc zobowiązanym do opieki nad osobą narażoną na niebezpieczeństwo naraził ww. pacjenta na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia pogłębiając to narażenie w ten sposób, że zaniechał zlecenia badań weryfikujących istniejące podejrzenie zatoru tętniczego i zaniechał zasięgnięcia specjalistycznej konsultacji lekarskiej, co opóźniło podjęcie leczenia i przyczyniło się do wystąpienia nieodwracanych zmian martwiczych w obrębie kończyny dolnej prawej, w następstwie czego spowodował nieumyślnie u J. C. w dniu 17 lipca 2012 roku, wobec stwierdzonego ciężkiego nieodwracalnego niedokrwienia prawej kończyny dolnej IV stopnia z martwicą skóry i podudzia bez możliwości wykonania zabiegu waskularyzacji kończyny, ciężki uszczerbek na zdrowiu w postaci innego ciężkiego kalectwa - amputacji kończyny dolnej prawej powyżej kolana,

tj. o czyn z art. 160§1 i §2 kk w zb. z art. 156§1 pkt 2 i §2 kk w zw. z art. 11§2 kk

orzeka

1.  w miejsce zarzucanego czynu oskarżonego M. B. uznaje za winnego tego, że w dniu 13 lipca 2012 r. w P. woj. (...), pełniąc dyżur – jako lekarz dyżurujący- na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym (...) Szpitala Wojewódzkiego im. (...) przy ul. (...) i w związku z tym zajmując się pacjentem J. C., który trafił tego dnia na tenże oddział (przywieziony przez zespół ratownictwa medycznego, któremu zgłaszał silny ból w okolicy kończyny dolnej prawej i zaprezentował zniesioną ruchomość tej kończyny, a także słabo wyczuwalne tętno pod kolanem tej kończyny i niewyczuwalne tętno tętnicy grzbietowej stopy prawej oraz migotanie przedsionków, które to objawy zespół ratownictwa medycznego ujął jako podejrzenie zatoru tętniczego oraz migotania przedsionków i z tej przyczyny podjął decyzję o przewiezieniu pacjenta do SOR) najpóźniej o godz. 20.00, to jest po zakończeniu dyżuru tego dnia – nie dokonał w dokumentacji medycznej stosownych wpisów dotyczących w szczególności przyczyn przyjęcia pacjenta do SOR, przeprowadzonych badań, a szczególnie badania fizykalnego kończyn dolnych, rozpoznania objawów pacjenta i planu diagnostyczno-leczniczego, co pozostawało w związku przyczynowym z wypisaniem pacjenta tegoż dnia o godz. 21.32- przez lekarza kontynuującego dyżur na SOR – ze szpitala, co z kolei pozostawało w związku przyczynowym z wystąpieniem w konsekwencji u J. C. ciężkich nieodwracalnych zmian martwiczych w obrębie kończyny dolnej prawej, co ostatecznie skutkowało amputacją kończyny dolnej prawej powyżej kolana w dniu 17 lipca 2012 r., przez co nie wywiązał się z ciążącego na nim (jako lekarzu dyżurującym na SOR) obowiązku opieki nad pacjentem J. C., co pozostaje w bezpośrednim związku przyczynowym z ciężkim uszczerbkiem na zdrowiu J. C. w postaci amputacji kończyny (czego oskarżony nie przewidział, choć – jako lekarz – miał taką możliwość posiadając stosowną wiedzę i spoczywał na nim taki obowiązek jako na lekarzu dyżurancie SOR), to jest czynu wyczerpującego znamiona art. 160 § 1 i § 2 kk w zb. z art. 156 § 1 pkt 2 i § 2 kk w zw. z art. 11§2 kk i za to na podstawie art. 160 § 2 kk w zw. z art. 11 § 3 kk wymierza mu karę 6 (sześciu) miesięcy pozbawienia wolności,

2.  na podstawie art. 69 § 1 i 2 kk, art. 70 § 1 kk, art. 72 § 1 pkt 1 kk wykonanie orzeczonej wobec oskarżonego kary pozbawienia wolności warunkowo zawiesza na okres próby 1 (jednego) roku i zobowiązuje go do informowania sądu na piśmie o przebiegu okresu próby w terminach co 6 (sześć) miesięcy, licząc od uprawomocnienia wyroku,

3.  zasądza od oskarżonego na rzecz Skarbu Państwa kwotę 5.000 (pięć tysięcy) złotych tytułem częściowego zwrotu wydatków w tej sprawie, powyżej tej kwoty zwalnia oskarżonego z obowiązku ponoszenia wydatków w tej sprawie, obciążając nimi Skarb Państwa oraz zwalnia oskarżonego z opłaty.

UZASADNIENIE

Sąd ustalił stan faktyczny:

W dniu 13.07.2012 r. (w piątek) rodzina wezwała zespół pogotowia ratunkowego do J. C.. Powodem wezwania był ból oraz bladość nogi. Przybyły na miejsce zespół dwóch ratowników (w składzie (...), W. O. (1)) o godzinie 17.12 stwierdził między innymi : „w okolicy kończyny dolnej prawej ruchomość kończyny zniesiona; noga zimna, tętno pod kolanem słabo wyczuwalne, tętnica grzbietowa stopy prawa - tętno nie wyczuwalne; płuca osłuchowo bez zmian; w EKG migotanie przedsionków z akcją komór około 160-170/min”. Według tabelki zaznaczono niedowład prawej kończyny dolnej, migotanie przedsionków, ciśnienie tętnicze 170/100 mmHg, tętno 164/min, saturacja 98%, poza tym bez odchyleń od normy. Ratownicy (M. M. (1)) rozpoznali u pacjenta zator tętniczy oraz migotanie przedsionków. Podali pacjentowi 600 mg aspiryny i o godz. 18.00 zespół ratownictwa przekazał pacjenta do SOR (...) Szpitala Wojewódzkiego w P. im. (...), przy ul. (...).

Lekarzem przyjmującym J. C. na SOR był M. B., który pełnił wówczas dyżur w tym oddziale (do godziny 20.00). Umieścił pacjenta na sali obserwacyjnej, gdzie parametry życiowe J. C. były cały czas monitorowane. M. B. zlecił wykonanie u J. C. EKG i gazometrii. Wobec potwierdzonych zaburzeń rytmu serca – migotania przedsionków z częstością rytmu komór około 160/min, M. B. zlecił podanie leków nasercowych, uspokajających oraz przetoczenie 500 ml płynu wieloelektrolitowego.

M. B. – po przyjęciu J. C. do SOR - zbadał również jego nogę (z uwagi na zapis ratowników w karcie medycznych czynności ratunkowych o podejrzeniu zatoru tętniczego), ale nie wpisał w dokumentację medyczną pacjenta ani faktu tegoż badania, a zwłaszcza opisu badania fizykalnego i związanego z tym planu diagnostycznego.

W przeprowadzonym badaniu nie potwierdził cech ostrego zatoru tętniczego, dlatego uznał, że kwestią pierwszoplanową jest umiarowienie akcji serca, zaś po jej ustabilizowaniu należy się zająć nogą pacjenta.

Następnie przed godziną 20 – ą M. B. przekazał dyżur swemu zmiennikowi – lekarzowi P. R.. Przekazał (omówił) P. R. stan wszystkich (kilku) pacjentów, którzy wówczas znajdowali się na SOR, w tym stan J. C.. Przekazał mu informacje pozyskane z karty medycznych czynności ratunkowych J. C. (a więc i dotyczące akcji serca i nogi). P. R. osobiście upewnił się, że stan każdego z nich jest stabilny i nie wymagają oni pilnej interwencji lekarskiej. Podobnie jak wcześniej M. B., także nie stwierdził cech ostrego zatoru tętniczego u J. C.. Podczas przekazywania dyżuru przez M. B. P. R. (czyli podczas ustnego omawiania stanu pacjentów, na sali obserwacyjnej) obecna była także lekarka G. M. (która zleciła transport dwóch pacjentów kardiologicznych – w stanie zagrożenia życia – do pracowni hemodynamiki w B.). Karta medycznych czynności ratunkowych przez cały czas znajdowała się przy J. C..

Podczas pobytu w SOR wykonano u J. C. kolejne badanie EKG, które wykazało umiarowienie akcji serca.

P. R., z momentem objęcia dyżuru, otrzymał zlecenie pilnego przewiezienia dwóch pacjentów z zawałąmi do pracowni hemodynamiki w B., były to zlecenia wystawione przez lekarza dyżurnego z oddziału kardiologii G. M.. Zgodnie z regulaminem organizującym pracę w szpitalu takie pilne transporty zabezpieczał lekarz dyżurny SOR, a na czas jego nieobecności dyżur na SOR obejmował lekarz, który wystawił zlecenia transportu (czyli w tym wypadku lekarz dyżurny oddziału kardiologicznego – G. M., która w tym wypadku, przez czas nieobecności P. R., była lekarzem dyżurującym równocześnie na oddziale kardiologii i na SOR).

P. R. na podstawie ustnego przekazania mu dyżuru przez M. B. i po osobistym upewnieniu się, że stan każdego z nich jest stabilny i nie wymagają oni pilnej interwencji lekarskiej, uznał priorytet transportu pacjentów w stanie zagrożenia życia, czyli kardiologicznych, a w związku z tym podjął decyzję o bezzwłocznym przystąpieniu do zleconych dwóch transportów, po wykonaniu których zamierzał kontynuować diagnostykę pacjentów SOR. W tej sytuacji, przed wyjazdem do B., w ogóle nie zalogował się do systemu w SOR. Pierwszy transport rozpoczął o godzinie 19.57 i wrócił o godzinie 21.30. Drugi transport rozpoczął o godzinie 21.37, wrócił o godzinie 23.00. Po powrocie stwierdził, że część pacjentów SOR została – podczas jego nieobecności – wypisana.

G. M. nie zbadała (osobiście) J. C.. O godzinie 21.32 dokonała wypisu J. C. z SOR, zapisując : „pacjent po ciągu opilczym; przy przyjęciu kołatanie serca; w EKG migotanie przedsionków z częstością rytmu komór ok. 160/min; chory spocony, uogólnione drżenia; podano 1 amp. C. i.v., 1 amp. B., 1 amp. R., przetoczono (...) 500 ml; powrócił rytm zatokowy miarowy 70/ min. RR 135/80 mm Hg; EKG po umiarowieniu bez cech niedokrwienia mięśnia sercowego”. Z zaleceniem: „pacjent nie wymaga hospitalizacji; kontrola w POZ; zakaz picia alkoholu”. Jako lekarz w szablonie druku historii zdrowia i choroby wpisany jest lekarz (...), ale karta podbita została pieczątką lekarki G. M..

Odebrała J. C. ze szpitala jego siostra. J. C. nie był w stanie iść o własnych siłach do samochodu, uskarżał się na ból nogi (przy czym twierdził, że noga po godzinie 19 – tej już go nieco mniej bolała, niż wcześniej, gdy wzywano pogotowie).

Po wypisaniu z SOR, J. C. nadal bolała noga. Nie mógł z tego powodu dobrze spać w nocy z piątku na sobotę i w nocy z soboty na niedzielę, ale z kolei noc z niedzieli na poniedziałek już dobrze przespał. W poniedziałek rano (16.07.2012 r.) obudził się, noga była zimna i sina. Zatelefonował po siostrę, która wraz z synową zawiozła go do lekarki rodzinnej (U. P.). Lekarka rodzinna po zbadaniu stwierdziła w szczególności „ prawa kończyna dolna bardzo zimna od stopy do kolana, zawiniona, bez tętna na tętnicy grzbietowej stopy, bez tętna na tętnicy podkolanowej, objaw B. (+), tętno w pachwinie prawej słabo wyczuwalne. Skierowała go do szpitala z podejrzeniem choroby zakrzepowej prawej kończyny dolnej.

Po zbadaniu w S. przy ul. (...) lekarka I. C. zapisała w dokumentacji : „skóra podudzia prawego chłodna, palce sinoczarne, stopa i skóra nad mięśniem piszczelowym przednim zasiniona; czucie i ruchy palców stopy prawej znacznie upośledzone; KDP tętno wyczuwalne tylko w pachwinie; KDL – w pachwinie i pod kolanem; obecnie brak możliwości wykonania pilnego USG-D; chory skierowany i przewieziony karetką PR do oddziału chirurgii naczyń Szpitala im. (...) w Ł.”.

W oddziale chirurgii naczyń Szpitala im. (...) w Ł. zbadał J. C. lekarz P. K., po czym zapisał w dokumentacji : „ w chwili badania skóra palców stopy sino – czarna; zasinienie z demonstrującą się martwicą skóry przednioprzyśrodkowej powierzchni podudzia; porażenie stopy prawej; czucie powierzchowne i głębokie zniesione; tętno na tętnicach kończyn dolnych : P: -+ słabe,-,-,-; L: +,+ słabe,-,-”. Postawił diagnozę : ciężkie nieodwracalne niedokrwienie prawej kończyny dolnej IV stopnia z martwicą stopy i podudzia; brak możliwości wykonania zabiegu rewaskularyzacji kończyny; wskazana pilna amputacja kończyny w oddziale chirurgii ogólnej szpitala w P.; pacjent nadaje się do transportu, wydolny krążeniowo i oddechowo; RR 125/80.

J. C. ponownie przewieziono do S. w P. (gdzie przebywał do 01.08.2012 r.). W dniu 17.07.2012 r. przeprowadzono zabieg amputacji kończyny dolnej prawej powyżej kolana. W opisie zabiegu zapisano :” wsteczne udrożnienie tętnicy udowej powierzchniowej – ewakuacja materiału zatorowego; drenaż rany sposobem R.; cięciem półkolistym nad stawem kolanowym prawym przecięto skórę i tkanki miękkie, krwawienie miąższowe z mięśni mierne; wypreparowano pęczek naczyniowo – nerwowy, brak tętnienia na tętnicy udowej; podwiązano i odcięto żyłę udową; odcięto tętnicę udową – praktycznie bez wypływu, kontrola wstecznie tętnicy udowej – ewakuowano materiał zatorowy, uzyskano tętniący napływ; podwiązano i podkłuto kikut tętnicy udowej; widoczna poprawa ukrwienia tkanek miękkich i mięśni; odcięto i podwiązano nerw kulszowy; kikut ostrzyknięto 1 % X.; kość udową przecięto w ¼ dalszej; z osobnego cięcia dren R. do rany; szwy na mięśnie i skórę; opatrunek jałowy”. Zapisano pooperacyjne rozpoznanie : „ martwica stopy i podudzia prawego; zastarzały zator tętnicy udowej ; napadowe migotanie przedsionków w wywiadzie”.

(dowód: opinia (...) we W. – k. 580 – 590,

zeznania M. M. (1) – k. 323 v – 326 v,

zeznania W. O. (1) – k. 335 v – 336,

dokumentacja – k. 33, 321, 5, 132, 113, 116, 37, 6,

wyjaśnienia M. B. – k. 282 – 289,

zeznania P. R. – k. 304 – 309, 313 v – 314 v, 315,

zeznania J. C. – k. 289 – 292 v,

zeznania A. C. – k. 295 – 296,

zeznania M. T. – k. 296 – 298 v,

zeznania G. M. – k. 310 v – 314 v,

zarządzenie dyrektora szpitala – k. 108 – 112,

pismo szpitala – k. 106 – 107, 118 – 119,

zeznania M. K. (2) – k. 309 v – 310 v)

M. B. urodził się (...) Z zawodu jest lekarzem, aktualnie prowadzi prywatną praktykę lekarską z dochodem rzędu 6.000 zł – 8.000 zł miesięcznie. Jest żonaty i ma na utrzymaniu małoletnie dzieci. Nie był karany. (k.281 v)

M. B. nie przyznał się do popełnienia zarzucanego czynu. Wyjaśnił, że w dniu 13.07.2012 r. około godziny 18 - tej J. C. został przywieziony przez zespół ratownictwa medycznego do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego Szpitala przy ulicy (...) w P. (gdzie miał dyżur jako lekarz do godziny 20 – ej) z rozpoznaniem ostrego zatoru tętniczego. Powiedział, że jest to rozpoznanie niezwykle rzadkie. Wyjaśnił, że zbadał pacjenta, który miał migotanie przedsionków, wobec czego zlecił mu leki, które miały zwolnić akcję serca; zbadał też jego nogę, która była ciepła, na tętnicy grzbietowej i podkolanowej wyczuwalne było tętno, co oznaczało, że kwestia umiarowienia akcji jest priorytetowa, a widocznych oznak zatoru w tym czasie nie było, co oznaczało, że noga jest do obserwacji. Dlatego podał J. C. leki zwalniające akcję serca. Wyjaśnił, że przyjechał wówczas syn pacjenta, któremu powiedział, iż ojciec pozostanie w szpitalu, ale decyzję na jakim oddziale (kardiologia czy chirurgia) podejmie jego zmiennik, który rozpocznie pracę od godziny 20.00. Lekarzem tym był R., który przyjechał do pracy przed godziną 20.00. Przekazał mu ustnie stan pacjentów na oddziale, w tym celu obaj razem poszli na salę obserwacyjną, gdzie znajdowało się 4 pacjentów. Następnie około godziny 20.05 R. pojechał karetką z innym pacjentem do szpitala w B., bowiem transport taki zleciła lekarka z oddziału kardiologicznego (G. M.). Natomiast wówczas w szpitalu obowiązywało zarządzenie dyrektora, zgodnie z którym, jeżeli z jakiegoś oddziału należało przewieźć pacjenta karetką z lekarzem, to wówczas transport ten asekurował lekarz dyżurny SOR, zaś oddział SOR obejmował wtedy lekarz, który wystawił zlecenie transportu. Czyli w tym wypadku, skoro G. M. zleciła transport, to ona objęła SOR, zaś R. pojechał z pacjentem karetką. R. wrócił około godziny 22 – ej. Wówczas nie było już J. C. na oddziale SOR. Nie było też kilku innych pacjentów. Zostali wypisani. Dalej wyjaśniał, że dokumentacja musi być sporządzona najpóźniej w chwili wypisu pacjenta ze szpitala (bo pacjent dostaje ją do ręki), on sam nie miał czasu sporządzać dokumentacji, bo pacjentem zajmował się przez półtorej godziny, natomiast przekazał R., że u J. C. rozpoznał migotanie przedsionków z szybką odpowiedzią komór i najprawdopodobniej czasowe niedokrwienie kończyny dolnej o nieustalonej (czasowo) przyczynie, która jest do ustalenia na dalszym etapie, po umiarowieniu akcji serca. Powiedział, że jest pewien, iż pacjent w chwili, gdy go badał, nie miał cech zatoru. Powiedział też, że R. obejmując dyżur napisał, że żaden pacjent nie jest niestabilny, a zator powoduje, że pacjent jest niestabilny, z czego wniosek, że R. też nie stwierdził zatoru. (k. 282 – 289) Po zeznaniach świadków i uzupełniającej ustnej opinii biegłych z K. dodał, że zbadał J. C., a wyniki przekazał R. i R. zająłby się tym zatorem po powrocie z wyjazdów, tylko że nikt nie przewidział, iż G. M. wypisze J. C.. Powiedział też, że zleciłby mu badanie D. i pozostawił w szpitalu na obserwacji, gdyby dyżur szedł normalnym torem, tylko że w dalszej kolejności, bo nie było ostrego niedokrwienia, dlatego najpierw stabilizował tego pacjenta. Powiedział, że nie zgadza się z tego rodzaju poglądem, że gdyby wpisał w dokumentację pacjenta, iż wdrożył diagnostykę zatoru, to nie doszłoby do wypisania tegoż pacjenta, bo przecież lekarka G. M. dysponował tą samą, co on, kartą wypełnioną przez ratownika, w której przecież ten zator był wpisany. (k. 503 i v)

J. C. zeznał, że bolała go noga, więc rodzina wezwała karetkę, która zawiozła go do szpitala, w szpitalu zbadał go lekarz (M. B.), po czym dał mu leki i położył na sali; leżąc na sali noga nadal go bolała, mówił o tym pielęgniarce, ale pozostało to bez reakcji. Następnie przyszła lekarka (G. M.), która pisała coś na komputerze, po czym powiedziała mu, ze idzie do domu, lekarka ta nie badała go. W domu ta noga bolała go, w poniedziałek rano rodzina zwiozła go do lekarza rodzinnego, który skierował do szpitala na R., a stamtąd skierowali go do szpitala w Ł., gdzie lekarze powiedzieli mu, że gdyby przyjechał w piątek w nocy (w ciągu 11 godzin), to może uratowaliby jego nogę, a tak, to musi zostać ucięta i odesłali go do P., gdzie we wtorek amputowano mu nogę. (k. 289 – 292 v)

J. P. zeznał, że pracował wówczas jako lekarz w przychodni (...), był raz – w zastępstwie - na domowej wizycie u J. C., ale nie kojarzy żadnych z tego faktów, bo to nie był jego pacjent. (k. 293)

U. P. zeznała, że była lekarzem rodzinnym J. C. i skierowała go do szpitala, gdyż miał fioletową nogę, której wygląd nie wskazywał, aby był to stan kilkugodzinny, a kilkudniowy. (k. 293 – 294)

P. C. zeznała, że była synową J. C. i zawoziła go w dniu 16.07.2012 r. do lekarza rodzinnego, a następnie do szpitala. (k. 294 – 295)

A. C. zeznał, że pojechał do szpitala, gdzie pogotowie zawiozło jego ojca, a tam wyszedł do niego lekarz, było to około godziny 19 – tej, który powiedział mu, że wszystko z ojcem jest w porządku, ale zostanie skierowany na jakiś oddział szpitalny, lecz o tym zadecyduje jego zmiennik, on zaś musi już iść. Pojechał do domu, mieli ze szpitala dzwonić. O godzinie 22 – ej był telefon ze szpitala, aby ojca odebrać, pojechała po niego ciotka, która potem mówiła, że ojciec (J. C.) nie był w stanie wyjść o własnych siłach ze szpitala, że w zasadzie wyniósł go do samochodu znajomy, z którym pojechała, że mówił, iż cały czas go boli noga. (k. 295 – 296)

M. T. zeznała, że przyjechało pogotowie do J. C., stwierdzono migotanie przedsionków i blokadę prawej kończyny, zabrano go do szpitala. W szpitalu wyszedł do niej jakiś lekarz i powiedział, że J. C. zostanie położony na jakiś oddział i prawdopodobnie będzie to kardiologia, ale o tym zadecyduje jego zmiennik. Następnie o godzinie 22 – ej zadzwoniono, aby odebrała J. C., kiedy pojechała po niego skarżył się, że boli go ta noga, nie był w stanie iść do samochodu, potem przez weekend też ta noga go bolała, w poniedziałek pojechali do lekarza, otrzymał skierowanie do szpitala i w konsekwencji amputowali mu nogę. Zeznała, że noga brata bolała przez weekend, ale pozostawali w zaufaniu, że skoro lekarz go wypisał ze szpitala, to wszystko jest pod kontrolą. Wystąpili potem przeciwko szpitalowi o odszkodowanie, ale szpital odmówił nie widząc związku przyczynowego, więc zawiadomili prokuraturę, bo brat pozostał bez środków do życia, a rodzina nie była go w stanie utrzymać. (k. 296 – 298)

K. T. (1) zeznał, że J. C. bolała noga, nie mógł nią ruszyć, noga była blada. Wezwał pogotowie, które stwierdziło zator, zabrali go do szpitala. (k. 298 v)

P. R. zeznał, że tego dnia przejmował dyżur na SOR po M. B.. Przyszedł do pracy na godzinę 20 – ą i wówczas dowiedział się, że na sali obserwacyjnej przebywają pacjenci, a nadto, że z oddziału kardiologicznego zostały zlecone transporty dwóch pacjentów w stanach zagrożenia życia do pracowni hemodynamiki do B., zaś z zasad organizacji pracy w szpitalu wynikało, że przy transportach takich pacjentów asekuruje ich lekarz dyżurny SOR (czyli w tym wypadku P. R.). Zeznał, że przeszedł następnie z B. na salę obserwacyjną, gdzie byli pacjenci SOR i ich dokumentacja medyczna dokumentująca powód trafienia do SOR, podjęte leczenie i ich aktualny stan. M. B. przekazał mu stan pacjentów, po czym osobiście upewnił się, że stan każdego z nich jest stabilny i nie wymagają oni pilnej interwencji lekarskiej. Zeznał, że w tym czasie, gdy M. B. przekazywał mu stan pacjentów, na sali obserwacyjnej była obecna także G. M., to jest lekarz z Oddziału Kardiologii, która zleciła transporty, w związku z czym – zgodnie z regulaminem szpitala – obejmowała w SOR obowiązki lekarza dyżurnego na czas nieobecności P. R.. Co do J. C., to zeznał, że miał on zaburzenia rytmu serca, ponadto w karcie pogotowia ratunkowego postawiono podejrzenie ostrego niedokrwienia kończyny, ale w momencie badania nie prezentował objawów potwierdzających to podejrzenie, a nadto zaburzenia rytmu serca mogą dawać deficyt tętna, dlatego należało najpierw ustabilizować akcję serca, a dopiero potem należało dokonać oceny niedokrwienia kończyny. Powiedział, że musiał uznać priorytet transportu pacjentów w stanie zagrożenia życia, ale po powrocie miał zamiar kontynuować diagnostykę pacjentów w SOR, ale kiedy wrócił około godziny 22.00 – 22.30, to pacjentów tych nie było, bo zostali wypisani, taką otrzymał informację. (k. 304 – 309 v) Dodał też, że G. M. była obecna w sali obserwacyjnej, gdy B. przekazywał mu dyżur. Powiedział też, że – przy przekazaniu dyżuru – ani M. B. jemu nie sugerował wypisania J. C., ani on niczego takiego nie sugerował G. M.. Zeznał, że ze zleceń wyjazdu ratownictwa medycznego (zawartych w aktach na k. 113, 116) wynika, iż wyjechał z transportem do B. o godzinie 19.57, wrócił o 21.30, po czym ponownie wyjechał o godzinie 21.37 (przy czym jest to godzina odjazdu spod SOR, ale wcześniej trzeba pacjenta zamonitorować, przygotować do transportu), wrócił o godzinie 23.00. (k. 313 v i 314 v, 315)

M. K. (2) zeznał, że wykonał zabieg amputacji kończyny dolnej J. C.. Z jego doświadczenia wynika, iż zastarzały zator tętnicy udowej powstaje na skutek odcięcia dopływu tętniczego po jednym, dwóch, trzech dniach. (k. 310)

G. M. zeznała, że w dniu 13.07.2012 r. około godziny 21 – ej zleciła transport pacjenta z zawałem serca do pracowni hemodynamiki w B.. Wówczas też przejęła obowiązki lekarza dyżurnego SOR, oprócz obowiązków lekarza dyżurnego oddziału kardiologii. Powiedziała, że poproszono ją o wydanie karty informacyjnej pacjentowi J. C., zatem wydała ją, była albo już przygotowana w komputerze, albo sama ją opracowała na podstawie informacji, jakie otrzymała od lekarza SOR, powiedziała że nie pamięta, jak to było. Dodała, że o godzinie 21 – ej R. przekazał jej pacjentów w SOR i wówczas musiał jej przekazać, iż ten pacjent jest do wypisu i na tej podstawie go wypisała. Ostatecznie przyznała, że nie pamięta kto jej przekazał stan J. C. i mógł to był również M. B.. Powiedziała, że nie pamięta czy zapoznawała się z dokumentacją dotyczącą J. C., bo działała w zaufaniu do kolegów, to jest poprzedzających ją w obowiązkach lekarzy (M. B. i P. R.). Powiedziała, że mogła też pielęgniarka powiedzieć, iż pacjent J. C. jest do wypisu. Zeznała, iż u pacjenta J. C. był proces kardiologiczny wdrożony na SOR, był monitorowany, akcja serca została umiarowiona, chory był stabilny, wobec czego nie wnikała w jego dokumentację od samego początku. (k. 310 v – 315)

M. Ś. zeznała, że nie zna M. B., nie wie czego sprawa dotyczy, jest lekarzem. Potwierdziła zeznania ze śledztwa. (k. 315, 90)

P. Ś. zeznał, że pracował razem z M. B. na SOR i w pogotowiu. (k. 315)

A. W. zeznał, że opiekował się J. C. podczas jego pobytu na oddziale chirurgicznym. (k. 315v)

I. C. zeznała, że pamięta M. B., który pracował w szpitalu, jako lekarz, natomiast nie kojarzy pacjenta J. C., który miał wykonaną amputację kończyny dolnej. (k. 315 v)

K. T. (2) zeznał, że nie pamięta pacjenta J. C., z dokumentów wynika, że wypisywał go z oddziału chirurgii. Procedura przy wypisie jest taka, że zawsze bada się osobiście pacjenta. (k. 316 i v)

W. O. (2) zeznał, że J. C. był jego pacjentem w poradni kardiologicznej, do której trafił – już po amputacji nogi – z powodu migotania przedsionków, nie był wylewnym pacjentem. (k. 316 v – 317)

Z. K. zeznał, że Nazwisko J. C. nic mu nie mówi, jest lekarzem chirurgii szpitala na R.. (k. 323 v)

M. M. (1) zeznał, że jest ratownikiem medycznym. Był kierownikiem zespołu ratownictwa medycznego, który udzielał pomocy J. C.. Rozpoznał u niego migotanie przedsionków i zator tętniczy. (k. 326)

A. K. (2) zeznała, że pracowała na SOR jako ratownik medyczny, wielokrotnie także z M. B.. Przekazanie dyżuru wyglądało w ten sposób, że lekarz lekarzowi zdawał relację ze stanu pacjentów w SOR, a jeżeli dochodziło do wypisów pacjentów, to nigdy nie odbywało się to bez uprzedniego zbadania pacjenta przez lekarza. (k. 327 – 329)

W. O. (1) zeznał, że kierownikiem zespołu był M. M. (1) i to on podejmował wszystkie decyzje. (k. 335 v)

Sąd ocenił i zważył, co następuje:

Sąd rejonowy nie znalazł podstaw do tego, by zakwestionować wyjaśnienia M. B. w tym zakresie, że zbadał J. C. (bo potwierdził to sam J. C. oraz P. R.), a także, że zajął się (a nie przeoczył) podejrzeniem zatoru tętniczego z tym, że najpierw wdrożył umiarowienie akcji serca, a dopiero po tym zamierzał zająć się kwestią nogi – zatoru, bo ustabilizowanie pracy serca było istotne z punktu widzenia stabilności pacjenta, ale i dlatego, aby nie zafałszowywać obrazu w zakresie weryfikowania podejrzenia zatoru. Wyjaśnienia oskarżonego w tym zakresie także znajdują potwierdzenie w zeznaniach P. R., z których wynika, że M. B. przekazał mu stan J. C. (pracy serca i podejrzenia zatoru, którego ostrych objawów na ten moment obaj nie stwierdzili, pozostając zgodni, że najpierw należy umiarowić pracę serca, bo to zabezpieczy pacjenta, ale i pozwoli następnie zweryfikować podejrzenie zatoru).

Sąd dał także wiarę zeznaniom P. R. co do tego, że ani on sam, ani M. B. nie przekazywał G. M., iż J. C. jest do wypisania z SOR. Podobnie wyjaśnił i M. B.. Obaj twierdzili zgodnie, że P. R. po powrocie z B. miał zająć się dalej J. C., czyli weryfikacją podejrzenia zatoru, po tym jak ustabilizowaniu ulegnie akcja serca. Znajduje to pośrednio potwierdzenie w zeznaniach A. C. (syna J.) i M. T. (siostry J. C.), którzy powiedzieli, że rozmawiali z lekarzem dyżurnym na SOR około godziny 19 – tej (czyli z M. B.) i powiedział im, iż J. C. pozostanie w szpitalu, ale na jakim dokładnie oddziale, to decyzję już podejmie jego zmiennik (czyli P. R.), przy czym może to być kardiologia (co potwierdza, że oskarżony główny nacisk kładł na problem serca). Potwierdza to więc słowa M. B. i P. R., przeczy natomiast słowom G. M.. G. M. zeznała bowiem, że dokumentacja (jaką wydrukowała i podstemplowała swoją pieczątką oraz podpisała, czyli tzw. wypis J. C. z SOR) po pierwsze była już częściowo przygotowana (w komputerze), albo też ktoś jej przekazał informacje, jakie ostatecznie zostały tam zawarte (czyli przekazał M. B. lub P. R.), albo też pielęgniarka przekazała jej, że pacjent J. C. jest „do wypisu”. Przeczy to także słowom G. M. co do tego, że od któregoś z lekarzy (M. B. lub P. R.) otrzymała informacje, że pacjent J. C. jest „do wypisu”. Zarówno M. B., jak i P. R. zgodnie i konsekwentnie temu zaprzeczyli (a skoro tak, to i nie mogli przekazać pielęgniarce takiego komunikatu, zatem i od pielęgniarki niczego takiego G. M. nie mogła usłyszeć, zwłaszcza, że nie taki jest tryb d;a przekazywania tego rodzaju informacji pomiędzy lekarzami). Obaj (M. B. i P. R.) wytłumaczyli logicznie dlaczego J. C. miał zostać zatrzymany w szpitalu (przyjęty do niego). Także z zeznań J. C. wynika, że przyszła pani doktor (G. M.), która pisała na komputerze („stukała se”), po czym powiedziała mu, że wychodzi do domu. G. M. nie kwestionowała, iż nie zbadała osobiście J. C. przed jego wypisaniem, twierdziła jedynie, iż informacje o tym, że J. C. jest do wypisu otrzymała od poprzedzających ją lekarzy i dlatego nie zagłębiała się w dokumentację medyczną J. C., który nie zgłaszał bólu nogi, gdyby na to się uskarżał, to na pewno by go osobiście zbadała i wdrożyła stosowną diagnostykę. Te ostatnie stwierdzenia G. M. (czyli o tym, że J. C. nie manifestował bólu nogi) pozostają częściowo w sprzeczności także i ze słowami M. T. (która odbierała brata w dniu 13.07.2012 r. w nocy ze szpitala) i twierdziła, że J. C. nie był w stanie o własnych siłach wyjść ze szpitala, noga go bolała; bolała zresztą przez cały weekend (a nie pojechali do lekarza, bo pozostawali w zaufaniu do lekarzy, którzy w szpitalu w piątek go przecież badali i zadecydowali o jego wypisaniu do domu). Podobnie zresztą zeznawał i J. C., który powiedział, że zgłaszał pielęgniarce na sali obserwacyjnej, że noga go boli, ale pozostało to bez odzewu, a skoro lekarz (M. B.) kazał mu nogę trzymać na łóżku, to trzymał.

W karcie zlecenia wyjazdu pogotowia ratunkowego (która była cały czas dostępna, na sali obserwacyjnej, obok J. C.) wpisane było - w szczególności - podejrzenie zatoru tętniczego. Tu na uwagę zasługują następujące zeznania P. R., otóż stwierdził on, iż „(...) bywa, że ktoś z lekarzy prosi, by dokumentację opisać, bo on nie zdążył wstępnych rzeczy zawrzeć. To nie znaczy, że będę wpisywał wynik czyjegoś badania, po prostu będę pamiętał, że na danym etapie może nie być zapisu w historii pacjenta. Wtedy wykonuję swoje badania, mam swoją ocenę. M. była obecna na sali obserwacyjnej, kiedy przejmowałem dyżur od B.. Miała wgląd w dokumentację. Uznałem to za wystarczające, że M. będzie wykonywała wobec tych pacjentów świadczenia typu pilna interwencja”. Nie wynika jednak ani z wyjaśnień M. B., ani z zeznań P. R., aby tę wiedzę ( o braku wpisów w dokumentację medyczną J. C., w zakresie podejrzenia zatoru tętniczego, a więc informację, że dokumentacja jest niemiarodajna i nie należy się na niej opierać) wyraźnie przekazali G. M. (co tym bardziej winni uczynić, skoro było to odstępstwo od ogólnie przyjętych w tym zakresie zasad, a przede wszystkim było to odstępstwo od obowiązków, a skoro tak się zdarzyło, albo jeśli tak się zdarzało, a tak właśnie można wnioskować z zeznań P. R., które sąd ocenia jako wiarygodne). Zresztą z zeznań G. M. wynika właśnie, że nie było wpisów (w systemie) dotyczących zatoru tętniczego (a pacjent nie manifestował w tym zakresie objawów, choć to akurat pozostaje w sprzeczności z zeznaniami J. C., tylko że pacjent J. C. – jak się okazało na swoje nieszczęście – był zbyt mało „uciążliwy” dla personelu medycznego w konsekwentnym, czytelnym i ostentacyjnym manifestowaniu dokuczającego mu bólu – wnioskowanie sądu), więc skupiła się (wnioskowanie sądu) na kwestiach dotyczących serca (bo w tym zakresie zostały zlecone leki i badania przez M. B.; a kwestię zatoru w nodze w zapisach lekarz M. B. nie uzupełnił, zaś G. M. osobiście J. C. nie zbadała, więc kwestia ta w ogóle jej umknęła i skupiając się wyłącznie na sercu, które się umiarowiło, podjęła decyzję o wypisaniu J. C. – wnioskowanie sądu). To właśnie potwierdza niezbicie fakt, że G. M. skupiła się wyłącznie na dokumentacji i w dodatku wyłącznie na tej wytworzonej przez M. B. w trakcie pobytu J. C. w SOR, pomijając kartę medycznych czynności ratunkowych. Oczywiście – podejmując decyzję o wypisie pacjenta, winna go była osobiście zbadać i zapoznać się z całością dotyczącej go dokumentacji, ale tego nie zrobiła, zapoznała się tylko ze zleceniami M. B., które były niekompletne (bo dotyczyły serca) i w oparciu o nie wypisała J. C.. W ocenie sądu logiczne jest, że G. M. nie brała w ogóle pod uwagę, że dokumentacja wytworzona przez lekarza może być niekompletna; natomiast z zeznań P. R. wynika wprost, że z takimi sytuacjami już się spotykał (na zasadzie „domówienia się” ze swoim zmiennikiem). Nadto z zeznań G. M. wynika, że działała w zaufaniu do poprzedzających ja w dyżurze na SOR lekarzy. Oczywiście nie zwalniało jej to z obowiązku osobistego zbadania pacjenta przed wypisaniem, ale oczywiste też jest, że miała prawo zakładać, iż jej poprzednicy (w tym wypadku to M. B., bo P. R. de facto jeszcze przed godziną rozpoczęcia swego dyżuru wyjechał z transportem do B.) wykonali w całości swe obowiązki, skoro nikt jej nie poinformował, aby tak nie było. W świetle zgromadzonych dowodów niewątpliwe jest, że ani M. B., ani P. R. nie uprzedzili G. M. o konieczności dalszej diagnostyki w zakresie podejrzenia zatoru w kończynie, jak też, że dokumentacja jest nieuzupełniona, bo miał to dokończyć za M. B. P. R. po tym, jak wróci z B. i dokończy diagnostykę pacjenta J. C.. Z zeznań G. M. wynika, że transport pierwszego z pacjentów był już opóźniony. Jest to logiczne, gdy zważyć na chronologię zdarzeń. Otóż M. B. z P. R. mieli się zmienić o godzinie 20.00. P. R. już o godzinie 19.57 ruszył w drogę, a zatem pacjent kardiologiczny już oczekiwał na zmianę dyżurantów w SOR, aby wyjechać do B.. Zatem przekazanie dyżuru odbywało się w niekomfortowych warunkach (pośpiechu). M. B. stwierdził, że nie przekazywał dyżuru G. M., tylko P. R.. De facto jednak wszyscy oni byli w zbieżnym czasie w SOR. M. B., który przekazywał dyżur P. R. (który musiał podjąć w krótkim czasie decyzję co pilniejsze, transport pacjenta kardiologicznego, bo leżało to w jego zakresie obowiązków, czy zgłębianie stanu pacjentów w SOR) oraz G. M., która zeszła na SOR, aby objąć dyżur i przyspieszyć wyjazd do B. pacjenta z jej oddziału (kardiologicznego), który to wyjazd opóźniał się (z uwagi na organizację pracy szpitala i oczekiwanie na zmiennika – P. R.). W tym sensie logiczne jest, że M. B. i P. R. wiedzieli, iż dokumentacja J. C. - za czas dyżuru M. B. – jest niekompletna (bo M. B. jej nie uzupełnił przed zejściem z dyżuru, bo miał to zrobić P. R. po dokończeniu diagnostyki, ale tego nie zrobił, bo pinie wyjechał do B.), zaś G. M. tego nie wiedziała, bo żaden z nich jej o tym nie uprzedził. G. M. zaś – niezależnie od tego, że miała oczywiście obowiązek zbadać J. C. przed jego wypisaniem – nie miała obowiązku zakładać, że poprzednik (czyli faktycznie w tym wypadku M. B., bo P. R. nawet nie zalogował się do systemu przed wyjazdem do B., co dobitnie wykazuje, że wypis J. C., sygnowany wprawdzie pieczątką G. M., dokonany został na szablonie formularza „lekarz M. B.” - k. 33) nie uzupełnił dokumentacji przed zejściem z dyżuru (wbrew obowiązkowi), ani jej o tym nie uprzedził, nie przekazując też czytelnie, jakich czynności diagnostycznych wobec J. C. nie zdążył wdrożyć. Taki wniosek płynie z analizy zeznań P. R., G. M. i wyjaśnień M. B.. W tym świetle nie zasługują na wiarę wyjaśnienia M. B. co do tego, że skoro karta zlecenia wyjazdu pogotowia ratunkowego znajdowała się przy pacjencie przez cały czas, to G. M. mogła do niej sięgnąć i zapoznać się, tak jak to uczynił M. B.. Otóż M. B. przyjmował J. C. do SOR, czyli musiał zapoznać się z kartą dostarczoną przez ratowników (aby dowiedzieć się z czym pacjent przyjechał), zaś G. M. polegała na dokumentacji wytworzonej przez poprzedników (w tym wypadku przez M. B.), a dokumentacja ta była niekompletna w zakresie zatoru (o czym wiedział P. R., ale nie wiedziała G. M.). Oczywiście nie budzi żadnych wątpliwości opinia (...) owe W. co do tego, że to lekarz podejmujący tak istotną w procesie leczenia decyzję, jak wypisanie pacjenta ze szpitala, ma obowiązek uprzednio pacjenta osobiście zbadać. Opinia w tym zakresie jest logiczna. Logiczna jest też i w tym zakresie, że lekarz winien przez zejściem z dyżuru uzupełnić wszystkie brakujące wpisy w dokumentacji pacjenta, o ile nie miał czasu dokonać ich na bieżąco, w trakcie dyżuru. Natomiast sąd nie podziela opinii tegoż (...) co do tego, że brak wpisu w systemie przez M. B. kwestii dotyczących zatoru tętniczego, jest tylko uchybieniem formalnym (czyli bez związku przyczynowego z dalszym przebiegiem niepomyślnego procesu leczniczego J. C.). Kwestia zresztą związku przyczynowego nie jest domeną biegłego (w tym wypadku medyka), lecz jest kompetencją sądu. Otóż w świetle wyżej omówionych dowodów nie budzi żadnych wątpliwości, iż brak dokonania przez M. B. w dokumentację wpisu w zakresie zatoru tętniczego (czyli jakie w tym zakresie badania przeprowadził, jakie czynności diagnostyczne podjął) pozostawał w bezpośrednim związku przyczynowym z (błędnym) wypisaniem J. C. tego dnia o godzinie 21.32 do domu (zamiast jego dalszej diagnostyki, w szczególności w zakresie zatoru tętniczego). Nie zasługują na akceptację wyjaśnienia oskarżonego w tym zakresie, że skoro on mógł zapoznać się z kartą czynności wykonanych przez ratowników, to i mogła się z nią zapoznać G. M., (bo oczywiste jest, że mogła i nawet powinna przed decyzją o wypisie pacjenta), a skoro tak, to on (M. B.) nie może być obarczany żadną w tym zakresie odpowiedzialnością. W świetle dowodów nie budzi wątpliwości, że G. M. oparła się na zapisach poczynionych przez M. B., które ograniczały się do tematu serca, a pomijały temat zatoru. G. M. ograniczyła się do dokumentacji wytworzonej przez M. B., a brak w niej zapisów w zakresie zatoru tętniczego (przy braku jakiejkolwiek w tym zakresie informacji przekazanej G. M.) zaważył na (brzemiennej w późniejszych skutkach) decyzji o wypisie J. C.. Zatem związek przyczynowy jest. Przeciwne w tym zakresie twierdzenia oskarżonego stanowią przyjętą przezeń linię obrony. Zresztą na uwagę zasługuje i to, że M. B. – w początkowych wyjaśnieniach - poddawał w wątpliwość fakt, iż już w piątek 13.07.2012 r. wystąpił u J. C. zator, twierdząc, iż ratownik medyczny wpisał takie podejrzenie „na wyrost”. Poddawał też w wątpliwość fakt (opisany w dokumentacji z zabiegu operacyjnego – amputacji kończyny dolnej J. C. w dniu 17.07.2012 r.), że podczas zabiegu stwierdzono zastarzały zator, zaś z zeznań M. K. (2) wynika, iż z jego doświadczenia wynika, iż taki zator powstaje po 1 – 3 dniach. Zresztą także z dokumentacji medycznej dotyczącej procesu leczenia J. C. wytworzonej przez lekarza ze szpitala im. (...) w Ł. w dniu 16.07.2012 r., gdzie przewieziono J. C. na chirurgię naczyniową, także wynika, że stwierdzono zastarzały zator (dyskwalifikujący jakąkolwiek możliwość ratowania tej kończyny, a była to diagnoza z dnia 16.07.2012 r.). Twierdzenia M. B. w tym zakresie, jako ewidentnie sprzeczne z innymi (a wyżej omówionymi) dowodami, stanowią przyjętą przezeń linię obrony, która nie może zyskać akceptacji.

Opinię (...) w K. (jaka stała się podstawą do wniesienia aktu oskarżenia) sąd rejonowy w całości uznał za nienadającą się do czynienia w oparciu o nią ustaleń faktycznych. Biegli bowiem popełnili zasadniczy błąd w opiniowaniu (na etapie śledztwa), ograniczyli się bowiem wyłącznie do analizy dokumentów (medycznych). Błędu tego nie skorygowali na etapie postępowania sądowego, myląc kwestię oceny dowodów (co istotnie jest kompetencją sądu), w tym wypadku chodziło o dowody pozyskane ze źródeł osobowych, z kwestią opiniowania w zakresie wymagającym wiedzy specjalistycznej (w tym wypadku medycznej, a to należy do biegłych właśnie), w oparciu o całokształt zgromadzonych dowodów, a nie tylko ich wybiórcze potraktowanie, sprowadzające się do oparcia się na dokumentach, zaś całkowitego pominięcia źródeł osobowych, przy stanowisku, że te nie mogą był podstawą opiniowania (czyli w ogóle biegi je pomijają), bo musiałoby się to wiązać z ich oceną wiarygodności. Otóż oczywiście w błędzie pozostają w tym zakresie biegli z K. bo rozwiązaniem na takie przypadki jest opinia wariantowa (czyli odniesienie się przez biegłych do dowodów z poszczególnych źródeł osobowych, o ile są sprzeczne ze sobą, i wydanie przy ich uwzględnieniu opinii wariantowej, a sąd następnie dokonuje oceny dowodów, co przesądza niejako automatycznie który wariant opinii przyjmuje jako podstawę czynienia ustaleń faktycznych, w zakresie problematyki wymagającej wiedzy fachowej, bo tylko do tego oczywiście są niezbędni biegli, ale też kwestii wymagających wiedzy fachowej sąd nie jest kompetentny sam rozstrzygać). Z tego względu opinia tychże biegłych musiała zostać zdyskwalifikowana, bowiem w sprawie karnej sąd feruje wyrok w oparciu o całokształt zgromadzonych dowodów, a nie wyłącznie w oparciu o dokumenty.

Zeznania pozostałych świadków sąd ocenił, jako wiarygodne, bo nie przeczyły im zgromadzone dowody, zwłaszcza że zeznania pozostałych świadków (głównie lekarzy, ratowników medycznych, nie zaważyły na rozstrzygnięciu, były niesprzeczne ze zgromadzonymi dowodami, a częściowo też miały potwierdzenie w wytworzonej przez tenże personel dokumentacji medycznej).

Całość zgromadzonej do tej sprawy dokumentacji medycznej sąd ocenił, jako wiarygodną, nie była przez strony kwestionowana na żadnym etapie, a sąd co do niej nie powziął żadnych wątpliwości.

M. B. wypełnił znamiona przypisanych mu w sentencji wyroku przepisów ustawy karnej (kk).

Na M. B., jako lekarzu dyżurnym SOR, spoczywał obowiązek opieki nad – przywiezionym przez zespół ratownictwa medycznego z podejrzeniem zatoru tętniczego i migotania przedsionków – pacjentem J. C.. Tymczasem M. B. nie dokonał – najpóźniej z chwilą zakończenia dyżuru, czyli o godzinie 20.00 - w dokumentacji medycznej pacjenta stosownych wpisów dotyczących w szczególności przyczyn przyjęcia pacjenta do SOR, przeprowadzonych badań, a szczególnie badania fizykalnego kończyn dolnych, rozpoznania objawów pacjenta i planu diagnostyczno – leczniczego, co pozostawało w bezpośrednim związku przyczynowym z dokonanym tegoż dnia o godzinie 21.32 przez innego lekarza (który objął dyżur w SOR w związku z wyjazdem karetką z innymi pacjentami do szpitala w B. lekarza dyżuranta SOR) wypisaniem J. C. do domu, co z kolei pozostawało w związku przyczynowym z wystąpieniem w konsekwencji u J. C. ciężkich nieodwracalnych zmian martwiczych w obrębie kończyny dolnej prawej, co ostatecznie skutkowało amputacją kończyny dolnej prawej powyżej kolana. Poprzez takie zachowanie M. B. nie wywiązał się z ciążącego na nim obowiązku opieki nad pacjentem (narażając go na bezpośrednie niebezpieczeństwo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, a zważywszy, że miał pełną świadomość, iż skończył dyżur bez pozostawienia kompletnej i rzetelnej, odzwierciedlającej pełen obraz czynności podjętych przezeń wobec pacjenta i ewentualnie tych, jakie należy w dalszym ciągu podjąć, należało przyjąć, iż przewidywał i godził się, iż naraża pacjenta na takie niebezpieczeństwo, zwłaszcza że doskonale znał zasady funkcjonowania SOR, a w szczególności dotyczące zastępstw lekarzy, czyli dużej rotacyjności lekarzy na tym oddziale, co rzetelność dokumentacji czyniło tym istotniejszą). Pozostajeto w związku przyczynowym z ciężkim uszczerbkiem na zdrowiu w postaci amputacji kończyny, czego M. B. nie przewidział (iż doprowadzi to do konieczności amputacji), choć, jako lekarz dyżurant SOR (lekarz już doświadczony, który pracował wcześniej także w innych szpitalach), miał taką możliwość posiadając stosowną wiedzę i spoczywał na nim taki obowiązek jako na lekarzu SOR.

Wymierzając karę sąd kierował się dyrektywami art. 53 kk. Po stronie okoliczności obciążających uwzględnił wypełnienie znamion dwóch przepisów ustawy jednym zachowaniem. Z kolei po stronie okoliczności łagodzących uwzględnił, iż nie tylko zachowanie M. B. doprowadziło do ciężkiego kalectwa pokrzywdzonego, bowiem przede wszystkim zaważyła na tym „niebezpieczna” (jak to określili biegli z W.) organizacja pracy obowiązująca w szpitalu w tamtym czasie, a sprowadzająca się do tego, że transporty pacjentów w stanie zagrożenia życia asekurował lekarz dyżurny SOR, a jego obowiązki na czas jego nieobecności obejmował lekarz dyżurny z oddziału, z jakiego transportowany był pacjent, co w praktyce oznaczało pozbawienie na ten czas SOR-u lekarza dyżuranta, jak i oznaczało, że jeden lekarz dyżuruje jednocześnie na dwóch oddziałach, a także skutkowało dynamiczną rotacją lekarzy (co w sprawie niniejszej pozostaje w związku przyczynowym z ciężkim, trwałym kalectwem pokrzywdzonego). Jednakże tę samą okoliczność (czyli taką „niebezpieczną” organizację pracy, a właściwie świadomość, że tak ona wygląda) sąd uwzględnił częściowo także i na niekorzyść oskarżonego. M. B. bowiem – jako doświadczony już lekarz, który jak sam wyjaśnił miał za sobą wcześniejszą praktykę w innych szpitalach, potrafił właściwie zdiagnozować i ocenić zagrożenia, jakimi skutkować mogła przyjęta w S. w P. w tamtym czasie organizacja pracy, w tym wypadku lekarzy - tym bardziej winien był ze szczególną starannością wywiązać się z ciążących na nim jako lekarzu dyżurancie SOR obowiązkach (które niewątpliwie doskonale znał, bo jak sam twierdził, a potwierdził to też lekarz P. R., był lekarzem rzetelnym, wnikliwym) i wypełnić w sposób kompletny i rzetelny całą dokumentację, w tym wypadku w zakresie dotyczącym pacjenta J. C., bowiem przy tak ukształtowanej organizacji pracy (rotacji lekarzy) kompletność dokumentacji była gwarancją właściwego przepływu informacji (na wypadek gdyby inny sposób – ustny przekaz informacji – nie zadziałał, co w tej sprawie właśnie się stało i przyniosło tragiczny skutek). Winien był ją wypełnić co najmniej z momentem zakończenia dyżuru (czyli przed opuszczeniem stanowiska pracy), a jeżeli nie miał na to czasu podczas dyżuru (a znał przecież warunki, w jakich przyszło mu pracować i godził się na nie, bo tam pracował), to winien był dokumentację uzupełnić po zakończeniu dyżuru (czyli de facto już po upływie swego czasu pracy). Do tego bowiem sprowadzają się obowiązki, a więc i odpowiedzialność gwaranta, a takim jest niewątpliwie lekarz wykonujący swe obowiązki na dyżurze w SOR. Pacjent bowiem nie może ponosić ujemnych konsekwencji niewydolności rozwiązań organizacyjnych, a lekarz – jako fachowiec - pomimo tych ułomności organizacyjnych (skoro w określonych warunkach pracuje) ma obowiązek zagwarantować pacjentowi, który trafia na jego dyżur, podjęcie wszelkich dostępnych, niezbędnych procedur celem uchylenia bezpośredniego niebezpieczeństwa ciężkiego uszczerbku dla zdrowia, czy życia pacjenta. Tym bardziej, gdy pacjent udaje się w zaufaniu po pomoc medyczną do SOR, a przecież nie jest w stanie w żaden sposób zweryfikować trafności podejmowanych wobec niego decyzji (lub ich braku w odpowiednim do właściwej reakcji czasie), które zatem przyjmuje w pełnym zaufaniu i oczekuje na rezultaty podjętego leczenia, licząc że nastąpią), a lekarz w tym wypadku ma obowiązek zagwarantować pacjentowi (trafiającemu na jego dyżur), że – wykorzystując z należytym zaangażowaniem swoją fachową wiedzę – zapewni mu taką opiekę medyczną, aby wszelkie grożące niebezpieczeństwa (możliwe do przewidzenia i zabezpieczenia) uchylić. Inaczej mówiąc, aby zrobić wszystko, co jest możliwe, aby człowiekowi pomóc. W tym sensie kompletność i rzetelność dokumentacji jest niezwykle istotna, bo oczywiste jest, że w natłoku obowiązków (i przy takiej rotacji, jak w tej sprawie) każdy kolejny lekarz działa w zaufaniu, iż poprzednik rzetelnie wywiązał się z obowiązków.

Po stronie okoliczności łagodzących odpowiedzialność M. B. w tej sprawie sąd zważył także, że wypisania J. C. z SOR (bez zbadania i gruntownego zapoznania się z całością dokumentacji medycznej pacjenta, w tym z kartą medycznych czynności wypełnioną przez ratownika medycznego, a zawierającą podejrzenie zatoru) dokonała lekarka, która objęła dyżur, w zastępstwie lekarza SOR, który asekurował transport innego pacjenta do innego szpitala. (chcąca zapewne odciążyć lekarza dyżuranta SOR – czyli P. R. w jego obowiązkach, skoro z jej zlecenia musiał tej nocy wykonywać po kolei dwa transporty „jej” pacjentów do innego szpitala, przez co miał de facto dwie i pół godziny „wyrwane” z dyżuru).

Mając powyższe na względzie sąd wymierzył oskarżonemu za przypisany czyn karę 6 miesięcy pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem jej wykonania na okres próby 1 roku, nakładając obowiązek informowania sądu na piśmie o przebiegu okresu próby w terminach co 6 miesięcy.

Wydatkami w sprawie sąd obciążył oskarżonego częściowo, to jest do kwoty 5.000 zł, powyżej tej kwoty zwolnił oskarżonego z obowiązku ich zwrotu do Skarbu Państwa, a to z uwagi na to, że ma utrzymaniu małoletnie dzieci. Z tej samej przyczyny sąd zwolnił oskarżonego z opłaty.

Dodano:  ,  Opublikował(a):  Mirosława Krzaczyńska-Motyl
Podmiot udostępniający informację: Sąd Rejonowy w Piotrkowie Trybunalskim
Osoba, która wytworzyła informację:  Renata Folkman
Data wytworzenia informacji: